Okres od lutego 1944 r. do maja 1944 r.

 

Na przełomie lutego i marca 1944 r. przystąpiłem na rozkaz Komendy Okręgu "Wiano" do organizowania brygad partyzanckich na terenie Inspektoratu BC. Jest to umowny okres tworzenia brygad, gdyż zanim oddział partyzancki, zwany często leśnym, otrzymał nazwę brygady, przechodził okres "raczkowania". Zalążek oddziału stanowiło kilku lub kilkunastu żołnierzy ruchu oporu, którzy w oznaczonym przez dowódcę oddziału dniu i godzinie zabierali z zakonspirowanej skrytki przygotowaną broń i wyruszali do lasu na zbiórkę w wyznaczonym miejscu lub do oznaczonej chałupy w umówionej wsi. Taki oddział powiększał się, co do ilości ludzi i broni, w zależności od udanych akcji bojowych, szybciej lub wolniej. Po osiągnięciu około 200 ludzi oddział partyzancki otrzymywał z Komendy Głównej na wniosek inspektora nazwę i numer brygady. Numeracja brygad nie była kolejna celem zdezorientowania wroga odnośnie liczby brygad. W obwodzie brasławskim została w podobny sposób utworzona w marcu 1944 r. 23 Brygada Brasławska. Znaczna większość żołnierzy rekrutowała się z miejscowych Polaków, należeli do niej również Polacy z Łotwy oraz uciekinierzy z policji, tzw. białoruskiej z okolicznych miasteczek. Na przykład kapral Puchacz Wiktor, ps. "Żuław", wraz z bratem Władysławem, ps. "Komar" oraz wieloma kolegami dołączyli do 23 Brygady po ucieczce z policji z Mior.

Dowódcą brygady został por. Marian Kisielewicz ps. "Marek", "Ostroga", po przebyciu dwutygodniowego stażu w 5 Brygadzie. W końcu kwietnia również na terenie Brasławszczyzny została podobnie stworzona 24 Brygada "Dryświty". Dowódcą został mianowany por. Kazimierz Krauze, "Wawrzecki".

W lutym w obwodzie święciańskim został utworzony oddział partyzancki pod nazwą "Żejmiana", z czasem przemianowany na 36 Brygadę "Żejmiana". Dowódcą Brygady został mianowany por. Witold Kiewlicz, ps. "Wujek", żołnierz spod bohaterskiej Wizny znad Biebrzy. 4 Brygada "Narocz" została utworzona w kwietniu z ludzi z obwodu Święciańskiego i Postawskiego. Dowódcą Brygady został mianowany ppor. Longin Wojciechowski, ps. "Ronin", były zastępca Dowódcy 5 Brygady. Na terenie Inspektoratu BC operowała już od sierpnia 1943 r. 5 Brygada "Łopaszki", por. Zygmunta Szendzielarza. Została ona zorganizowana częściowo z ludzi Oddziału Partyzanckiego "Kmiecica", którzy uszli cało po walce z Brygadą Fiodora Markowa, częściowo z ludzi "spalonych" z Wileńszczyzny oraz z Polaków uciekinierów z różnych formacji niemieckich, takich jak organizacja Todt i innych. Było również kilku uciekinierów innych narodowości. Z racji mego stanowiska inspekcjonowałem w terenie 5 Brygadę parokrotnie. W dniu 31 stycznia 1944 r. w czasie inspekcji doszło do boju spotkaniowego między 5 Brygadą, liczącą nieco ponad 200 ludzi zorganizowanych w 5 plutonów (w tym jeden konny), a oddziałem niemieckim, który w sile około 200 ludzi z bronią maszynową wyruszył z Podbrodzia na ekspedycję karną przeciw oddziałom partyzanckim. Bitwa rozegrała się pod Worzianami. Przebieg wydarzeń był następujący.

 

Bitwa pod Worzianami

 

W dniu 31 stycznia 1944 r. przyjechałem około godziny 9 rano do wsi Worziany. Ze stacji kolejowej Zułów przywiózł mnie wozem konnym Antoni Żejmo, członek AK. Dzień był pogodny przy temperaturze poniżej zera. Wyjątkowo ciepły jak na Wileńszczyznę o tej porze roku. Śniegu było niewiele.

O godzinie 10 w jednym mieszkaniu Worzynian rozpoczęła się odprawa. Około godziny 10.30 usłyszeliśmy pierwsze strzały. Natychmiast wyskoczył dowódca Brygady "Łopaszko" wraz z dowódcami plutonów na skraj wsi w celu zorientowania się w sytuacji. Ja również wybiegłem. Oba plutony na rozkaz Dowódcy Brygady, kwaterujące we wsi Worziany zajęły pozycje na skraju wsi. Sam dowódca został ranny w pierwszych minutach walki. Obsada Brygady:

- dowódca Brygady: rotm. Zygmunt Szendzielarz, ps. "Łopaszko"

- zastępca dowódcy: Longin Wojciechowski, ps. "Ronin", - dowódca 1 plutonu: "Kanarek", "Rakoczy", cichociemny, - dowódca 2 plutonu: Kitkiewicz, "Kitek"

- dowódca 3 plutonu: A. Rymsza "Maks"

- dowódca 4 plutonu: Wincenty Mroczkowski "Zapora"

- dowódca 5 plutonu: kaw. por., nieznany, ps. "Dornik" - pośmiertnie rotm.

- lekarz: pochr. "Strumyk",

- siostry: "Aldona", "Kicia", "Myszka", "Lala",

- ksiądz kapelan: Aleksander Grabowski, ps. "Piotr", "Ignacy".

W tej sytuacji około godz. 10.40 objąłem dowodzenie Brygadą na czas akcji. Po zorientowaniu się w sytuacji własnej i wroga wydałem por. "Roninowi", zastępcy dowódcy brygady, rozkaz aby plutony kwaterujące we wsiach Koreniaty-Hadziełuny, na południowy-wschód od Worzian, przemaszerowały skrycie lasem i uderzyły na Niemców od tyłu. Porucznikowi "Roninowi" wszystko pokazałem w terenie. Plutony, które zajęły pozycje na skraju wsi, miały za zadanie wiązania nieprzyjaciela od czoła. W ciągu niespełna godziny, około 11.30, "Ronin" był już na tyłach ugrupowania niemieckiego. Niemcy początkowo walczyli bardzo dobrze, jednak po zorientowaniu się, że są okrążeni, rzucili się do ucieczki zostawiając na polu walki zabitych, broń maszynową i tabor. Według obliczeń bezpośrednio po bitwie, po stronie niemieckiej zginęło 59 żołnierzy. Z meldunku - nadesłanego w parę dni po bitwie przez por. Czesława Barzdę, ps. "Bąk", mieszkającego stale w Podbrodziu dowiedziałem się, że do koszar w Podbrodziu nie wróciło 85 żołnierzy z oddziału, który brał udział w walce i liczył około 200 żołnierzy. Zginęli obaj "hauptmani" (kapitanowie), dowódca oddziału i jego zastępca. Rozbieżność w stratach może świadczyć o tym, że część żołnierzy zmarła w drodze z odniesionych ran, część mogła też zbłądzić w lasach i zaginąć. Nasze straty wyniosły 19 zabitych i 9 rannych. Wszyscy polegli partyzanci zostali pochowani tego samego dnia około godz. 15 pod wsią Worziany. Po bitwie brygada odskoczyła w kier, wsch. nad rzekę Straczy. W czasie walki zdobyliśmy: 1 ckm czeski, 5 rkmów, ponad 50 karabinów mauserów, rakietnicę z rakietami, amunicję karabinową, materiały sanitarne i inny sprzęt wojenny.

Polegli w bitwie pod Worzianami:

Stopień              Imię i nazwisko               Pseudonim          Uwagi

Por. pśm. rotm. nieznane                          Dornik                 d-ca plutonu

plut. pchor.        Roman Brycki                Czarny,                Cygan

kapr.                 Henryk Mackiewicz       Dzięcioł               z Dobryniewa

kapr.                 Bubowski                        Ćwiartka

kapr.                 Szyszko                           Czubczyk             17-latek

partyzant           Jan Czapski                    Janosik

partyzant           Kozakiewicz                    Słowik

partyzant           Leon Piórecki                 nieznany

partyzant           Bolesław Błażewicz        Budzik

partyzant           Stanisław Tomaszewski                              Sokół

partyzant           Julian Kołacz                  Hermes               17-latek

partyzant           Bobek                             Fiat

partyzant           nieznane                          Borowy

partyzant           nieznane                          Burza

partyzant           nieznane                          Kurzawa

partyzant           nieznane                          Czubaryk

partyzant           Franciszek Radko          Rybański

partyzant           niezane                            Tajoj

partyzant           nieznane                          Mikołaj          żołnierz sowiecki

W dniu 2 lutego, Niemcy pod osłoną pociągu pancernego, zajmującego stanowisko ogniowe na stacji kolejowej Zułów, uprzątnęli pobojowisko zabierając swoich zabitych. Po bitwie, bezpieczeństwo oddziałów partyzanckich w tym rejonie wzrosło. Od tej chwili obszar ten został włączony przez Niemców do "Kreis-Partizan". Niemcy poruszali się w tym rejonie wyłącznie po głównych liniach komunikacyjnych.

Jak już wspomniałem brygada odskoczyła po bitwie w kierunku wschodnim i przeszła na nocny kwaterunek, z 31 stycznia na 1 lutego, do Żukojń, by na drugi dzień przejść na wschodni brzeg rzeki Straczy. Po bitwie brygadą dowodził "Łopaszko", (winno być „Łupaszko” - O.Ch.) gdyż rana ręki okazała się niegroźna. W dniu 2 lutego doszliśmy do miejscowości Radziusze, gdzie planowaliśmy dłuższy odpoczynek. Okazało się jednak, że w pobliskich wsiach kwaterowali radzieccy partyzanci, którzy dowiedziawszy się o naszym nadejściu, niespodziewanie uderzyli na nas o zmroku. Na skraju wsi Radziusze (od strony uderzenia partyzantki radzieckiej) kwaterował pluton "Kitka". Właśnie był on w posiadaniu tego czeskiego ckmu z dużym zapasem amunicji. Pod osłoną ognia całego plutonu, przede wszystkim ckmu, Brygada mogła bez strat w ludziach,  przeprawić się wraz z rannymi jedyną rybacką łodzią na zachodni brzeg rzeki Straczy i udać się na zasłużony odpoczynek do Borejszych. W czasie bitwy pluton "Kitka" wyczerpał całkowicie zapas amunicji oraz stracił ckm zdobyty pod Worzianami.

Akcja partyzantów radzieckich pod Radziuszami w dniu 2 lutego 1944 r. świadczyła o ich wrogim stosunku do naszych oddziałow. Partyzanci radzieccy dobrze wiedzieli o tym, że 5 brygada stoczyła w dniu 31 stycznia ciężki bój pod Worzianami. Nie tylko nie udzielili pomocy, lecz przeciwnie, wykorzystując nasze zmęczenie znienacka nas zaskoczyli.

Tak wyglądała współpraca partyzantów w terenie po dniu 25 kwietnia 1943 r. - po zerwaniu polsko-radzieckich stosunków dyplomatycznych. Żołnierze AK na tych terenach odczuwali brak zrozumienia sytuacji przez tych, którzy kierowali dyplomacją polską z daleka, w oderwaniu od rzeczywistości. Inspekcję 5 Brygady skończyłem zgodnie z planem w dniu 3 lutego. Tego dnia udałem się do Wilna, celem złożenia meldunku w Komendzie Okręgu. W początkach kwietnia 1944 r. dowódca 5 Brygady rotm. "Łopaszko" został aresztowany przez Gestapo po Wilnem. Ponieważ w tym czasie otrzymałem z Komendy Okręgu rozkaz, aby przeprowadzić szkolenie oddziałów partyzanckich z jednoczesną dywersją, postanowiłem osobiście prowadzić akcję tej Brygady. Zdecydowałem zorganizować napaść na pociąg w rejonie poligonu na Pohulance. Napad miał miejsce - zdaje mi się - w dniu 17 kwietnia. Celem napadu był pociąg, tzw. "Dienstug" (pociąg służbowy). Jeździli nim przeważnie żołnierze niemieccy lub urzędnicy pełniący służbę na tyłach armii niemieckiej. Częściowo był wykorzystywany przez ludność cywilną. Część szkoleniowa akcji polegała na zatrzymaniu pociągu w wybranym terenie oraz na opanowaniu poszczególnych wagonów patrolami wyznaczonymi do tego celu. Działania dywersyjne w tym przypadku były funkcją działań szkoleniowych.

Odjazd pociągu ze stacji Podbrodzie został zasygnalizowany przez por. Czesława Barzdę, ps. "Bąk", rakietą około godz. 22. Odległość między stacją kolejową Podbrodzie, a miejscem akcji wynosiła w linii prostej 8 km, czyli przy ówczesnej szybkości pociągu 30 km/godz., mogliśmy się go spodziewać na naszej wysokości za 15 minut. Pociąg został zatrzymany na Pohulance sygnałami zgodnie z regulaminem służby ruchu kolejowego. Wyznaczyłem ubezpieczenie stałe od strony bunkra niemieckiego, który znajdował się przy torze ok. 500 m od miejsca akcji. Wyznaczone patrole opanowały wagony i przeprowadziły rewizję. Wszystkim Niemcom zabrano broń i inne materiały wojskowe. Zdobycz załadowaliśmy na przygotowane wozy. W czasie akcji został ranny jeden żołnierz z naszej strony. Akcja pod Pohulanką poza szkoleniem, które było głównym celem, przyniosła korzyści materialne w postaci zdobytej broni, amunicji oraz dokumentów, które natychmiast odesłaliśmy do Komendy Okręgu "Wiano". Po tej akcji 5 Brygada przeszła na krótki postój do rejonu Hadziełuny-Koreniany. W dalszym ciągu byłem w Brygadzie, ponieważ sprawa dowodzenia była nadal otwarta. Komenda Okręgu nie przysyłała odpowiedzi co do nominacji nowego dowódcy. W tym czasie dowiedziałem się że w rejonie Korkożyszek-Kiemieliszek oddział niemiecki rekwiruje bydło i trzodę chlewną. Po dodatkowym rozpoznaniu dowiedziałem się, że oddział niemiecki liczy około 150, ludzi oraz zamierza również dokonać rekwizycji w Bołoszy w dniu 28 kwietnia. Po analizie sytuacji nieprzyjaciela i naszego położenia postanowiłem uderzyć na Niemców całością sił Brygady o godz. 10, rozbić ich oddział i w ten sposób uniemożliwić rekwizycję. 5 Brygada liczyła wówczas około 250 ludzi w składzie 5 plutonów kadrowych. Zaatakowałem 4 plutonami bez jednej drużyny, uderzając z podstaw wyjściowych na nieprzyjaciela w Bołoszy. Pluton kawaleryjski, który trzymałem w początkowym okresie w odwodzie do ewentualnego przeciwuderzenia w kierunku na Kiemieliszki, w końcowej fazie rzuciłem na oskrzydlenie, celem zamknięcia Niemcom odwrotu na Podbrodzie. Jedną drużynę wyznaczyłem do dozorowania traktu Bołosza-Kiemieliszki, stąd możliwe było nadejście wsparcia dla sił niemieckich od garnizonu łotewskiego stojącego w Kiemieliszkach. Akcja trwała około 2 godzin. Chociaż Niemcy byli zaskoczeni naszym natarciem, to jednak przestrzeń między podstawą wyjściową (lasem), a przedmiotem natarcia (wsią Bołosza) była dosyć znaczna (300-400 m), co pozwoliło im na zajęcia stanowisk ogniowych całością sił i na prowadzenie przez jakiś czas otwartej walki. Dopiero oskrzydlenie nieprzyjaciela przez pluton kawaleryjski zmusiło go do odwrotu. W bitwie zginęło 21 Niemców. Zdobyliśmy 1 ckm, 3 rkmy, 20 kb, amunicję, dwa auta ciężarowe, apteczkę polową i różny sprzęt wojenny/ Spośród naszych jeden żołnierz został zabity i trzech rannych.

W parę dni po bitwie dowiedziałem się - w formie pogłoski - że rotmistrz Zygmunt Szendzielarz, ps. "Łopatko", uciekł z rąk niemieckich w czasie kolejowego transportu więźniów, przewożonych z Wilna w kierunku Kowna. W związku z powyższym udałem się do Komendy Okręgu, aby szukać potwierdzenia tej wiadomości i omówić ostatecznie sprawę obsady dowództwa 5 Brygady. W Komendzie Okręgu otrzymałem potwierdzenie wiadomości o ucieczce "Łopaszki" oraz otrzymałem od Komendanta Okręgu "Wilka" nowe wytyczne w sprawie tworzenia Zgrupowań Partyzanckich AK. Nadal generalną wytyczną była współpraca z partyzantką radziecką. Wtedy oznajmiłem Komendantowi Okręgu "Wilkowi", że z powodu dość licznych nieporozumień między 5 Brygadą "Łopaszki", a radziecką Brygadą Wilejską ppłka Fiodora Markowa, wskazanym jest, aby 5 Brygada odeszła z terenu Inspektoratu BC do innego Inspektoratu. W zamian prosiłem o inną brygadę, równie dzielną, ale "czystą", jeśli chodzi o możliwość współpracy z oddziałami radzieckimi. Komendant Okręgu "Wilk" zgodził się ze mną i wydał dyspozycję, aby 5 Brygadę przekazać do Inspektoratu A majorowi "Pohoreckiemu". W zamian otrzymałem 1 Brygadę "Wileńską" pod dowództwem por. Czesława Grombczewskiego, ps. "Jurand". Brygada odeszła oficjalnie z Inspektoratu BC w początkach maja 1944 r. Zgodnie z rozkazem Komendanta Okręgu "Wiano", przeszła na teren Inspektoratu A. Brygada "Wileńska” zameldowała się na terenie Inspektoratu BC w początkach czerwca 1944 r. i od razu została włączona do utworzonego już Zgrupowania Armii Krajowej Nr 2 pod moim dowództwem. Muszę przyznać, że osobiście przeżyłem mocno zmianę Brygady. Niestety z przyczyn, o których wyżej wspomniałem, była ona konieczna. Zdawałem sobie sprawę, że asymilacja nowego oddziału, jakim była 1 Brygada "Wileńska", w której żołnierze pochodzili w większości z miasta, będzie w nowym terenie, w nowym związku taktycznym, z dala od swego ukochanego miasta, trudna i długotrwała. Z drugiej jednak strony byłem przekonany, że z czasem wspólne walki scementują brygadę z nowym związkiem taktycznym, podobnie ilnie jak były scementowane brygady: 23, 24, "Żejmiana" i 4. Bieg wypadków wykazał, że zmiana brygad była decyzją słuszną.

 

Powrót do poprzedniej strony

Do strony głównej