Święto Niepodległosci jest zawsze szczególnym świetem. Tym razem
zaczęło się ono dla mnie w przeddzień 11 Listopada gdy poszedłem do Klubu
Filmowego Gminy 1 ZNPwK przy 71 Judson St. w Etobicoke. Oglądaliśmy "Wesele"
Wyspiańskiego. Choć ten film Wajdy oglądałem przed laty nie przypuszczałem
że ponownie wzruszą mnie tak bardzo znowu problemy wolności narodowej.
Mieszkając w wolnej Kanadzie, zdala od Polski, często zapominam, że Polacy
tyle musieli przejść rozczarowań i męczarni zanim naprawdę stali się wolnymi
obywatelami. Po obejrzeniu filmu ktoś zainicjował ciekawą dyskusję na temat wolności,
wielkich wydarzeń w Polsce prowadzących do tej wolności i postaci historycznych,
które odegrały w nich rolę. Jedna osoba uczestnicząca w dyskusji z dużą
znajomością faktów opisała bitwę pod Warszawą w 1920 roku, gdy wojska sowieckie
odniosły ogrąmną kleskę. Dowiedziałem się, że nie bez znaczenia była tu
rywalizacja pomiędzy Stalinem i Tuchaczewskim. Ta rywalizacja była przeszkodą
we właściwym porozumiewaniu się przywódców wojsk sowieckich, i ta sytuacja
została świetnie wykorzystana przez generała Rozwadowskiego. Jego zapał
i niebywały geniusz wojskowy doprowadził do ogromnego zwyciąstwa. Jego
nazwisko powinno być lepiej pamiętane, bo on był autorem zwycięstwa. Jego
wkład nie umniejsza wcale roli marszałka Piłsudskiego, który odbudował
polskie wojsko i był naczelnym wodzem. Inna osoba pod koniec tej dyskusji wprost zapytała: "Co my Polacy
możemy zrobić dla Polski, tu mieszkając w Kanadzie?" Nie zabrałem głosu podczas dyskusji. Zadna rzeczowa odpowiedź nie
przychodziła mi do głowy. Długo nad tym myślałem w domu. Wydaje mi się,
że mógłym uczciwie powspominać losy jednego z polskich bohaterów walczących
o wolność Polski. Wydaje mi się, że z okresu II Wojny światowej najbardziej
niedocenioną postacią jest Witold Pilecki. Jego zasługi były przeogromne,
a i losy naprawdę niezwykłe. Po zakończeniu Kampanii Wrześniowej znalazł się w Warszawie. Tam
zorganizował 9 listopada 1939 organizację Tajnej Armii Polskiej, później
podporządkowanej ZWZ. 19 września 1940 roku na ochotnika dał się złapać
Niemcom w łapance. Postanowił tą drogą dostać się do obozu w Oświęcimiu,
aby przkazywać raporty o tym co tam się dzieje polskim władzom podziemnym.
Był chyba jedynym więźniem obozu zagłady, który tam się zgłosił na ochotnika.
Do obozu trafił w nocy z 21 na 22 września 1940 roku wraz z drugim transportem
warszawskim. Natomiast przesiedział tam aż do 26 kwietnia 1943 roku, gdy
udało mu się uciec z dwoma kolegami. Przeżył w obozie prawie dwa lata,
organizując tam niezwykle sprawną siatkę oporu, i to w najgorszym czasie,
bo w początkowym okresie obozu, gdy załoga obozu wykazywała niezwykłe okrucieństwo
w stosunku do więźniów. Przeżycie paru tygodni w tamtych warunkach należało
do żadkości. Witold Pilecki zorganizował przesyłanie bardzo szczegółowych
raportów na temat sytuacji w obozie. W końcu nawet zorganizował radiostację,
przez którą przekazywał informacje na zewnątrz. Jego genialność w pracy
konspiracyjnej wydaje się być nadprzyrodzoną. I zdecydowanie jego praca
doprowadziła do zaoszczędzenia wielu istnień ludzkich, bo nawet hitlerowska
władza liczyła się z opinią publiczną, zwłaszcza pod koniec wojny. Jego
raporty przyniosły tragiczną prawdę. Według jego szacunków, opartych na
wnikliwej obserwacji, Niemcy wymordowali w Oświecimiu zaewidencjonowanych
97 tysięcy więźniów, głównie Polaków, i około 2 miliony ludzi bez ewidencjonowania,
głównie Zydów. Witold Pilecki uciekł z obozu mając na myśli jeden cel:
zorganizować partyzancki atak na obóz i wyzwolić żyjących wieźniów, zburzyć
krematoria i uniemożliwić dalsze zbrodnie niemieckie. Miał przygotowane
bardzo przekonywujące plany. Niestety dowódctwo Armii Krajowej się nie
zgodziło na wcielenie tych planów. Potem służył w odziale III Kedywu KG AK. Podczas Powstania Warszawskiego
dowodził jednym z oddziałów zgrupowania Chrobry II. W latach 1944-1945
był w niewoli niemieckiej. W październiku 1945 roku został wysłany przez
gen. Władysława Andersa do Polski aby prowadzić działalność wywiadowczą
na rzecz II Korpusu. Był znowu nieocenionym wywiadowcą. Niestety władze
komunistyczne go aresztowały. 15 maja 1948 Witold Pilecki został skazany
na karę śmierci i stracony. Wyrok wykonano w więzieniu mokotowskim na Rakowieckiej,
poprzez strzał w tył głowy. Są poszlaki na to, że wyrok został wykonany
w pośpiechu pod wpływem Józefa Cyrankiewicza, który przejął dowódctwo ruchu
oporu w Oświęcimiu, po ucieczce Pileckiego. Wręcz nie brakuje dowodów,
że Cyrankiewicza działalność mogła mieć charakter podwójnego agenta, współpracującego
z Niemcami, i jemu bardzo zależało na szybkiej śmierci Pileckiego, który
znał wiele niekorzystnych dla niego faktów. Z ogromnym zainteresowaniem jeszcze raz przeczytałem Raport Pileckiego.
Tym razem starałem się zrozumieć na czym polegała tajemnica jego tak ogromnej
umiejętności przeżycia w najbardziej makabrycznych warunkach jakie kiedykolwiek
zostały stworzone dla ludzi. Wilold Pilceki trafił na samym początku pobytu w obozie,
jak większość nowych więźniów, do pracy w polu i przy rozbiórce okolicznych
domów. W tym czasie władze obozu dostosowywały cały teren do rozbudowy
nowych baraków. Praca była mordercza. Znęcanie się "kapów" było na porządku
dziennym. Większość więźniów umierała z wycieńczenia po kilka tygodniach,
i o to Niemcom głównie chodziło, bo jeszcze machina śmierci nie została
wprowadzona. Wtedy zabijanie nie miało jeszcze charakteru przemysłowego,
a było wynikiem bezpośredniego okrucieństwa stworzonych warunków życia.
Jedynym sposobem uniknięcia śmierci było trafienie do grupy ludzi wykonywujących
lżejszą fizycznie pracę. Najlepszym miejscem na taką pracę były stolarnie.
W obozie były dwie stolarnie. Jedna o charkterze fabrycznym, pod nazwą
"Indsrienhof I", i druga mała w Bloku 9. Obie stolarnie pracowały niezwykle
wydajnie budując najwiekszą fabrykę śmierci w historii ludzkości. Szefem
małej stolarni był Niemiec o nazwisku Wilhelm Westrich, pochodzący z Pyr
spod Warszawy. Przed wojną miał on w tym miasteczku swoją firmę budowlaną,
świetnie prosperującą. Po rozpoczęciu okupacji Westrich podjął się spekulacji
walutą na czarnym rynku. Władzom okupacyjnym to się nie podobało. Został
aresztowany w czerwcu 1940 roku i wysłany do Oświęcimia. Ponieważ był świetnym
fachowcem, i ponieważ władze obozu z łatwością namówiły go do kolaboracji,
wyznaczono go na szefa stolarni, tzw. "Vorarbeitera". Witold Pilecki postanowił
wszystko postawić na jedną kartę. Zwrócił się do Wilhelma Westricha, otwarcie
mówiąc mu, że nie jest z zawodu stolarzem. Jest powiązany z polskim podziemiem
i potrzebuje jego pomocy. W tym momencie ryzykował życiem. Westrich mógł
go wydać w ręce SS i wtedy natychmiast zostałby powieszony. Wilhelm Westrich
okazał się "dobrym" Niemcem. Zaopiekował się Pileckim, dając mu pracę w
stolarni. Wielokrotnie potem uratował go od pewnej śmierci. Niestety po
paru miesiącach Westrich został zwolniony z obozu. Pilecki już nigdy o
nim nie słyszał. Ale parę miesiecy opieki Westricha było wystarchającym
okresem czasu aby Pilecki mógł nauczyć się zawodu chroniącego go od najciężych
prac w obozie. Potem przeszedł wiele niezwykłych okoliczności, które doprowadziły
do jego sukcesu w walce podziemnej i przeżycia obozu. Jednakże pierwsze
kroki w obozie które zostały mu ułatwione przez Westricha prawdopodobnie
zadecydowały o tym, że nie zginął jako jeden z milionów innych, którym
się nie powiodło. Ciekawi mnie, co Pileckiego skłoniło, aby zaryzykować i zwrócić
się do Westricha o pomoc. Niestety pamiętnik nie daje jasnej odpowiedzi.
Może Pilecki zaufał Westrichowi dlatego, że mówił on poprawną polszczyzną,
może dlatego, że Westrich nie znęcał się nad więźniami i nie był sadystą
jak inni Volksdojcze, a może dlatego, że wyczuł sympatię Westricha do Polaków.
Możliwe, że Westrich wierzył, że zwycięstwo Niemiec jest tymczasowe, i
kiedyś w przyszłosci Pilecki będzie mógł poświadczyć o jego uczciwości
w stosunku do więźniów. Nigdy motywy postępowania Westricha się nie wyjaśnią.
Jednak gdy pamiętamy o polskich bohaterach jest dobrze pamiętać o tych
którzy im pomagali, nawet gdy nimi byli Niemcy. Ostanio trafiłem na szczegółowy opis dalszych losów Niemca,
Wilhelma Wetsricha, we wspomnieniach Stanisława Milczyńskiego "Dziennik
porucznika Gryfa". Jest to niezwykle interesująca książka opisująca wypadki
w których uczestniczył inny bohater II Wojny Swiatowej. Stanisław Milczyński odznaczył się nizewykłymi zdolnościamy
konspiracyjnymi, dużą inicjatywą i ogromną konsekwencją w zwalczaniu bandytyzmu
i likwidowaniu niebezpiecznych funkcjonariuszy administracji okupacyjnej,
zwłaszcza Gestapo. Działał w tzw. Rejonie V Obwodu VII, czyli na terenie
powiatu warszawskiego, gdzie znajdowały się Pyry. Polecam do przeczytania
jego pamiętnika każdemu kto interesuje się okupacją Polski podczas II Wojny
Swiatowej. Między innymi Milczyński opsał ze szczegółami egzekucję szefa
Gestapo w Pyrach, Wilhelma Westricha. Okazuje się, że Westrich po zwolnieniu
z Oświęcimia został funkcjonariuszem Gestapo, wyznaczonym na szefa w Pyrach.
Tam stał się bardzo efektywnym admistratorem władzy okupacyjnej. Jako szef
Gestapo przygotowywał listy ludzi wysyłanych do pracy w Rzeszy. Organizował
wiele aresztowań i zwalczał ruch oporu. Stawał się coraz bardziej niebezpieczny
dla okolicznej ludności. Zorganizował organizację Hitlejugen dla młodzierzy
z rodzin Volksdojczów. Jednym słowem, stał się faszystowskim działaczem
w pełni popierającym Niemcy Hitlerowskie. Gdy Westrich zaaresztował paru
młodych partyzantów AK, którzy po wykonanej akcji w Warszawie cudem uciekli
do Pyr pociągiem i którzy akurat natknęli się na patrol niemiecki na stacji
kolejowej z Westrichem na czele, nie zawahał się wywieźć ich do lasu i
rozstrzelać bez żadnego sądu. Tym razem miarka się przelała. AK wydało
wyrok na Westricha: egzekucja. Stanisław Milczyński podjął się zorganizowania zamachu na
Westricha. Wilhelm Westrich miał trzy córki. Dwie z nich, pomimo młodego
wieku, wstąpiły do AK. Ojciec nic o tym prawdopodobnie nie wiedział. Może
w czasach przedwojennych, gdy uczestniły w zbiórkach harcerskich, obudził
się w nich polski patriotyzm, pomimo pochodzenia niemieckiego. Może jako
młode osoby doszły do wniosku, że moralna racja nie jest po stronie niemieckiego
okupanta, a po stronie podbitego narodu. Tutaj podobnie, jak to było z
ich ojcem w Oświęcimu, trudno jest uzyskać pełne zrozumienie motywów córek
Westrycha, szefa Gestapo. W każdym razie były one bardzo aktywne w pracy
konspiracyjnej, nigdy nie podpisując listy Volksdojczów. Dostarczały wiele
informacji do AK, które były w stanie uzyskać z dokumentów ojca. Tego typu
działalność była niezwykle pomocna, właśnie AK opierało na wywiadzie wiele
swoich sukcesów. Stanisław Milczyński postanowił się upewnić, że nie będzie
pomyłki co do zidentyfikowania Westricha. Musiał być pewien, że rozstrzeliwuje
właściwą osobę. Tak się złożyło, że jedna z córek Westricha była narzeczoną
jednego z żołnierzy AK. Milczyński zaplanował z nim i córką wizytę ojca
u rodziców narzeczonego. Zapewne Westrich domyślał się, że córka jest związana
emocjonalnie z partyzantem. W końcu był szefem Gestapo i dobrze się orientował
co działo się w jego rejonie. Ale widocznie kochał swoje córki. Dał się
wyprowadzić w pole i poszedł na wizytę córki do przyszłych potencjalnych
teściów. Tam Stanisław Milczyński zotał przedstawiony Westrichowi jako
korepetytor matematyki. Milczyński dobrze się przyjrzał szefowi Gestapo. W krótkim czasie po tej wizycie była uroczystość dwuletniej
rocznicy założenia organizacji Hitlerjugen. Wiazała się z nią wycieczka
rowerowa młodzierzy hitlerowskiej za miasto. Milczyński postanowił to wydarzenie
wykorzystać. Dokładnie zaplanował zamach. Gdy młodzi rowerzyści zbliżali
się do zasadzki na czele z Westrychem, Stanisław Milczyński wyskoczył na
drogę, a inny partyzant zrzucił szefa Gestapo z roweru. Westrych zrozumiał
co się dzieje i rozpoznał gościa z przyjęcia córki u narzeczonego. Był
zdumiony. Kilka wystrzałów z pistoletu zakończyło jego karierie hitlerowską
w Pyrach w 1943 roku. Obecni uzbrojeni Niemcy nie wydali nawet jednego
strzału w obronie szefa Gestapo. Prawdopodobnie obawiali się o życie obecnej
na drodze młodzieży niemieckiej. Jednym słowem akcja świetnie się udała,
i partyzanci nie ponieśli żadnych strat. AK zaopiekowało się córkami Westricha. Przeniosły się one
do Warszawy. Miały tam pracę i utrzymanie. Bardzo dzielnie uczestniczyły
w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszki. Potem zostały wywiezione do
obozu w Niemczech, przeżyły wojnę. Stanisław Milczyński zamieścił zdjęcie na ostatnich stronach
swego pamiętnika przedstawiające siebie i córki Westricha zrobione zaraz
po wyzwoleniu w 1945 roku. Stoją tam uśmiechnięci, dwie córki Westricha,
które pomogły doprowadzić do egzekucji własnego ojca, szefa Gestapo, Wilhelma
Westricha, Stanisław Milczyński, który wykonał egzekucję na Westrichu,
i parę innych osób. Nie wiem, co Ci ludzi czuli, gdy przyszło wyzwolenie.
Na pewno, ich decyzje były moralnie słuszne. Ale myślę, że wojna ich nigdy
nie opuściła. Zapewne córki Westricha nigdy nie były w stanie zapomnieć
swego ojca, który zdecydowanie nie był kiedyś złym człowiekiem, choć w
końcu tak zbłądził. Jak wielkie poczucie winy musiało im towarzyszyć, bo
przecież ojciec zawsze będzie ojcem bez względu na swoje decyzje. A jednocześnie
one wybrały słuszną drogę wstępując do AK i walcząc z okupantem, nawet
jeśli okupantem byli ludzie reprezentujący ich przodków. Sanisław Milczyński
pisze, że córki Westricha dożyły starości w Polsce. Jestem pewien, że nikt
nigdy nie słyszał o ich bohaterstwie, ale wydaje mi się że tego typu decyzje
są również ogromnym bohaterstwem. Dlatego w Dniach Swięta Niepodległości powinniśmy pamiętać
o znanych bohaterach narodowych, ale również o bezimiennych, których bohaterstwo
miało bardzo osobisty wymiar.